Znalazłeś mojego bloga? Przeczytaj nim zatracisz się w lekturze!

Na tym oto blogu znajdują się książki, opowiadania i scenariusze(wyłącznie) mojego autorstwa. Znajdziecie je z poku w kolumnie o nazwie "Książki". Wystarczy kliknąć w wybrany tytuł a przeniesie was do strony z treścią książki czy scenariusza. A na stronie głównej bloga dodaje posty zazwyczaj z informacją o dodaniu kolejnej części książki czy scenariusza. W całości napisane (dodane) jest: "Koszmar nocy, Tribe", Scenariusz - "Cena Sławy" i Scenariusz- "Romeo i Julia". Scenariusz "Romeo i Julia" jest oparty na znanym dramacie Shekspira. Akcja toczy się we współczesnych czasach. To jak by ktoś miał mi coś do zarzucenia.
Dziękuję za uwagę. Miłego czytania.

"Sztuka rodzi się tylko z najwyższego poruszenia najintymniejszych mocy duszy" - Friedrich Schelling

Lustro


1

         Uchyliłam powoli drzwi i zajrzałam do środka. Znajdował się tam pusty pokój. Mój pokój. Nie byłam zachwycona tą zmianą. Ja musiałam się kisić w jakimś nie wiadomo czym, który nie był otwierany od 20 lat a mój brat dostał mój ukochany pokój. Trzeba było się jednak z tym pogodzić. Jest jakiś plus- ten prostokątny pokój jest większy od mojego. Ma, też szarawe ściany, które pewnie kiedyś były białe lub beżowe, a drzwi są drewniane, pomalowane na ciemny brąz. Niestety kolor już nieco zblakł. Po lewej stronie od drzwi jest jedno drewniane okno, a nad nim metalowy karnisz. Wisi na nim jakaś postrzępiona,  przezroczysta szara ścierka, która powiewała delikatnie ponieważ okno było nieszczelne. Rozejrzała się jeszcze raz i zamknęłam cicho drzwi. Nic więcej tam nie było prócz sterty kurzu który pokrywał całkowicie, jak teraz zauważyłam, drewnianą podłogę. Dotknęłam ściany opuszkami palców. Była zimna i chropowata. Całkiem bezmyślnie zaczęłam iść w prawą stronę wzdłuż niej. Moje kroki słychać było w całym pokoju. Spojrzałam na chwilę w dół. Z każdym krokiem wzbijałam w powietrze obłoczki kurzu, a moje czarne szpilki, zaczęły robić się szare. Cały czas idąc spojrzałam w górę. Szarawy sufit pokrywały pajęczyny. A na środku wystawało Kika kabli i na ich końcu wisiała żarówka. Rozejrzałam się raz jeszcze. Na ścianie za mną odbite były podłużne pięć panków w miejscy gdzie dotykałam swoimi palcami. Włącznik światła i kilka gniazdek zauważyłam w rogu pokoju z lewej strony od drzwi. Były w takim stanie, że nawet największemu wrogowi nie chciałam życzyć by musiał ich używać. Ale oczywiście ja musiałam. Gdy doszłam już do trzeciej ściany, nie przeszłam kilku kroków a poczułam pod palcami nie zimną ścianę tylko papier. Natychmiast zatrzymałam się. Spojrzałam na ścianę z odległości kilku kroków. Papierowy jej kawałek nie różnił się niczym od reszty, temu go nie zauważyłam. Był tak samo szary i odpychający jak reszta pokoju. Podeszłam z powrotem. Odnajdując początek tapety, tuż przy samej podłodze zaczęłam delikatnie prowadzić palcami po krawędzi papieru. Wysokość miał taką jak ja, a szerokość gdzieś na półtora metra. Zaczęłam macać w środku. Poczułam chłód. To było zimniejsze od ściany. A raczej to coś co znajdowało się pod tapetą. Chcąc ją zerwać odnalazłam dwa górne końce.
- Kochanie po co się zamykasz?!- Krzyknęła moja mama i jak wicher wpadła do pokoju. Jest nad opiekuńcza. Zawsze uważa że spotykam się z chłopakami. Nawet kiedy wiadomo było, że to niemożliwe. Weszła kilka kroków w głąb pokoju. Miała na sobie jakieś stare jeansy i wyciągnięty sweter. Jej i tak krótkie ciemno brązowe włosy splotła w kucyk. Spojrzała na mnie. - Jeszcze się nie przebrałaś?
- Ale mamo. Ja nie chciałam tej przeprowadzki.- zaczęłam się bronić.
- Tam jest mop. I jak nie chcesz się ubrudzić, idź się przebierz.- mama nawet mnie nie słuchała. Otrzepałam swoje szare od kurzu ręce i poszłam do łazienki, chwytając po drodze starą rozciągniętą bluzę i spodnie od dresu. Zamknęłam się na klucz i podeszłam do lustra, które zajmowało połowę prawej ściany. Zaczęłam oglądać się od stóp do głów. Moje czarne szpilki pokrywał kurz, tak samo jak też czarne spodnie-rurki u dołu. Wyżej miałam szarą bluzkę w panterkę, a ma to założyłam z dzisiaj z rana jeansowy kaftanik. Z szyi zwisały mi czarne korale, a na ramiona delikatnie spływały proste czarne włosy. Spojrzałam na swoje duże orzechowe oczy, i długie rzęsy. Za mną znajdowała się niewielka łazienka z wanną, ubikacja i umywalką. Żółte kafelki dawały delikatna poświatę. Westchnęłam i zaczęłam się przebierać. Zaniósłszy swoje ubranie do torby, chwyciłam stojące nieopodal porwane adidasy i zakładając je w biegu znalazłam się znów w swoim nowym pokoju. Mama zdążyła w tym czasie już zmyć połowę podłogi z tego kurzu. Zobaczyłam, że stoi prze de mną kubełek jasno-różowej farby i pędzel.
- Bierz i maluj.- powiedziała mam gdy zobaczyła, że już weszłam. Bez słowa chwyciłam kubełek z pędzlem i stanęłam przodem do ściany. Rozejrzałam się raz jeszcze i zobaczyłam wałek w rogu pokoju. Wzięłam go i zaczęłam malować. Po chwili dołączyła do mnie mama. Później tata i starszy brat.
- Znalazłem w Internecie coś o tym domu.- powiedział zadowolony z siebie Tomek.- Dokładnie o tym pokoju.
-Wal. – Zachęciłam go nadal malując. Szczerze to średnio mnie to interesowało, ale już zaczynało mi się nudzić. Całe szczęście, że już kończyliśmy.
- Dwadzieścia lat temu znikła pewna dziewczyna. W twoim wieku.-  Spojrzał na mnie ze swojej drabiny.- Ta szesnastolatka miała na imię Wiki. Zaginęła. Ostatni raz podobno widziano ją w tym pokoju. Został po niej tylko krwawy ślad.
Próbował mnie przestraszyć. Wyczułam to ponieważ zaczął mówić tajemniczym, w jego mniemaniu, głosem.
- Nie strasz Sary!- Zezłościła się mama.- I tak trudno ją było przekonać by tu się przeniosła!
- Ludzie lubią wymyślać przeróżne „straszne” historie. Ten pokuj nadje się do tego idealnie ponieważ jest duży i na końcu długiego korytarza w starym domu.- Powiedziałam niewzruszona. A nasz dom miał z 200-300 lat.- Banalna historia.
- Ale prawdziwa!- Zaczął się bronić.
- Może.- Odpowiedziałam bez przejęcia.- Mnie to nie obchodzi. Tato, skończyłam tą ścianę.
Została tylko ściana Tomka, wiec tato wspiął się na drabinę i szybko ją skończył.
- No córciu, przynieś tu swoje rzeczy, a my wniesiemy meble.
Poleciałam szybko po torby póki było jasno. Chwyciłam je za rączki i zaczęłam powoli iść w stronę swojego nowego pokoju zastanawiając się co mogło być za tapetą. Wchodząc do swojego pokoju akurat brat z ojcem wnieśli szafę na ubrania.
-Postawcie ją… tam.- Wskazywałam palcem na miejsce gdzie była tapeta. Nie wiem czemu, ale chciałam ją ukryć. Po około godzinie wszystkie meble były wniesione, karnisz i firanki zawieszone, a pajęczyny sprzątnięte. Rodzice i brat wyszli z mojego pokoju a ja zaczęłam, wypakowywać rzeczy. W pewnym momencie ogarnęła mnie ogromną chęć zobaczenia co jest za tapetą. Rzuciłam wszystko co miałam w rekach podeszłam z lewej strony szafy i zaczęłam ją pchać. Po kilku minutach odepchnęłam ją z miejsca gdzie wcześniej stała. Podeszłam pewnym krokiem do tapet a pomarańczowe światło zachodzącego słońca sprawiały, że nie musiałam włączać lampki. Chwyciłam końcówki papieru i pociągnęłam. Za tapetą znajdowało się lustro.


2

Z przerażeniem wpatrywałam się w biała taflę. Dotknęłam opuszkami palców złotej, połyskującej ramy. Wyryto na niej jakieś dziwne wzory, które nie mogłam rozszyfrować. Niektóre przypominały ludzi. Nieżywych… Spojrzałam w środek tafli. Szybko oderwałam rękę. Krzyknęłam cicho. W lustrze widać było zamazane przedmioty i osoby. To coś, nie przypominało lustra, chociaż wiedziałam, że nim było. Nie odbijało nic co znajdowało się w moim pokoju, włącznie ze mną. Dotknęłam jego delikatnie. Powierzchnia lustra zamigotała. Przeraziłam się. Za oknem słońce zniżało się ku horyzoncie i pomarańczowe światło wpadało do pokoju, a w tym dziwnym lustrze z każda chwila widać było wyraźniejsze przedmioty. Usiadłam i przyjrzałam się mu od dołu. Od tafli biło przeraźliwe zimno. Przejechałam dłonią po ramie.  Nagle z za lustra dobiegł do mnie przeraźliwy wrzask. Szybko odsunęłam się. Podbiegłam do szafy i z trudem przesunęłam ją na stare miejsce. Bez sił opadłam na podłogę. Wcześniej ta czynność nie sprawiła mi tyle kłopotu. Odetchnęłam. Co to było? Powoli zaczynałam wierzyć w historie które opowiadał mi brat o tym domu. Wstając powoli zachwiałam się. Co ja robię? Mam uwierzyć w jakieś przesądy, legendy, zmyślone historyjki? Aż tak nie zwariowałam. Przynajmniej mam taka nadzieję. Dla zabicia czasu wypakowałam moje torby w których znajdowały się moje ubrania czy różne duperele do postawienia na komodę. Nie mogłam z wyobraźni pozbyć się widoku lustra i przerażającego krzyku człowieka. Człowieka którego ktoś torturował. Jedynie mogłam mieć nadzieję, że mój zmęczony umysł płatał mi figle. Czułam się już lepiej, lecz wciąż drżały mi dłonie. Zbiłam niechcący jedna kule która zamierzałam postawić na szafce. Nie musze jej dzisiaj sprzątać, prawda? Równie dobrze mogę to zrobić jutro, nie namnożą się przecież. Spojrzałam na zegarek który stał na małej, ciemnej komódce obok lóżka. Było już ciemno, mimo to zdziwiłam się jak ujrzałam na zegarku godzinę 21. Mrugnęłam kilka razy. Nie, to nie przywidzenie. Czerwone jaskrawe liczby biły po oczach. Szybko schowałam torby do szafy i przebrałam się. Kiedy byłam na granicy snu, wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Nie miałam siły by to sprawdzić. Po kilku minutach byłam już w pięknej krainie morfeusza.

***

Gdy obudziłam się było już po dziewiątej. Podniosłam powoli głowę i rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam, że na ziemi nie było już odłamków szkła po kuli którą wczoraj zbiłam. Na pewno sprzątnęła ją mama. Teraz będzie mi robić wyrzuty. Powoli usiadłam na łóżku. Była dziś sobota, wakacje. Mogłam się ociągać i nie wstać nawet do południa, lecz ja miałam już plan na dzisiejszy dzień. Szybko wstałam, chwyciłam kilka ubrań i poleciałam do łazienki. Gdy w biegu starałam się chwycić klamkę ktoś otworzył drzwi. Uderzyły mnie z taka siłą, że zatoczyłam się do tyłu. Uderzyłam się tyłem głowy o komodę. Te dwa uderzenia sprawiły, że kręciło mi się w głowie. Przed oczami miałam ciemność, nie dałam rady podnieść się z podłogi. Próbowałam podnieść rękę. Z lekka trudnością podniosłam ja do czoła. Na samym środku znajdował się guz wielkości piłki pingpongowej. Podparłam się jedną ręką. Mimo ze ciemność ustąpiła  wszystko kręciło mi się przed oczami. Zaczęłam macać tył głowy gdzie znajdował się drugi guz- od uderzenia w komodę.
- Ał...- Wyrwało mi się.
W tym właśnie momencie ktoś się na de mną pochylił. A tym kłosiem był oczywiste mój brat. Wszystkie moje nieszczęścia to on. Miał strach w oczach.
- Nic ci nie jest? – Jego głos drżał.
- Nic, tylko pomóż mi wstać. – Wlałam w to tyle jadu na ile pozwalała mi moja boląca głowa. Lekko się zachwiałam lecz z pomocą Tomka ustałam na nogach. Spojrzałam na niego z wściekłością.
- Nie dało się mocniej, co? – wściekłość z jaką to powiedziałam rozchodziła się w powietrzu między nami, tworząc idealną sytuację do kolejnej kłótni. Super…
- To ty  leciałaś jak opętana wprost na drzwi…
-  To by lekki truchcik na rozbudzenie, a do tego to ty otwierałeś te drzwi jak by cię ktoś miał pożreć.- Przerwałam mu.
- Ale przecież…
- Przepraszam, śpieszę się.
- Wściekłość między nami dało się już jeść łyżkami, więc postanowiłam to jak najszybciej przerwać. Weszłam do łazienki i trzasnęłam drzwiami. Ubierając się zastanawiałam się jak można aż tak nienawidzić swojego rodzonego brata. Nie było tak od zawsze. Zaczęło się wtedy kiedy przeprowadziliśmy się to tego starego domu. Jak by ta dziwna atmosfera która tutaj panuje działa na niego nerwowo. Dziwiłam się sobie, że dopiero teraz doszłam do tego wniosku. Miałam na sobie już dresy, czas na włosy. Chwyciłam szczotkę i podeszłam do lustra. Spojrzałam w nie z lekką niepewnością. I nie przeliczyłam się. Różowiutki guz był na samym środku mojego czoła. Westchnęłam ciężko i zaczęłam układać moje potargane od snu i upadku włosy.

***

Po skończonej toalecie z powrotem wróciłam do mojego nowego pokoju. Szybko odpaliłam komputer. Po chwili przed moimi oczami wyświetlił się niebieski ekran i z ociąganiem włączał system. Spojrzałam na starego gruchota który służył mi za komputer. Miał czarną obudowę z lśniącymi, srebrnymi przyciskami. Niczym szczególnym nie różnił się od innych tego typu sprzętach. Po dłuższej chwili mogłam włączyć Internet i znaleźć interesujące mnie informację. Zastanowiłam się. Czy aby na pewno chcę to wiedzieć? Po chwili namysłu wpisałam adres swojego domu w wyszukiwarkę. Z lekkim ociąganiem na komputerze wyświetlił mi się rząd linków. Rzuciłam okiem na niektóre. Dosyć szybko znalazłam to co czego szukałam. Pewien artykuł o porwaniu. Kliknęłam na niego. Zdziwiła mnie szybkość otwarcia strony. Od kiedy przestawiłam komputer chodził tak szybko jak ślimak. Spojrzałam na nagłówek.  „Dziwne zniknięcie sprzed 20 lat.” Pod nagłówkiem widniało zdjęcie pewnej, nawet ładnej szesnastolatki. Czarne loczki okalały jej twarz a czekoladowe oczy patrzyły wprost obiektywu. Na twarzy widniał uśmiech. Zdjęcie było wycięte tak że widać tylko było rękę obejmującą ją w pasie. Bardziej przyjrzałam się tej dziewczynie. Było w niej coś znajomego. Spojrzałam raz jeszcze. Ona… przypominała mnie. Te same rysy twarzy. Z zapałem zaczęłam czytać artykuł.

„Dnia 30 czerwca 1991 roku wieczorem zniknęła szesnastoletnia Wiki Wolf. Około północy jej rodzice usłyszeli krzyk i ze strachem pobiegli do pokoju dziewczyny na samym końcu wąskiego korytarza.”

„Czyli w tym pokoju”- pomyślałam. Nie czułam strachu tylko lekką ekscytację. Czytałam dalej.

„Gdy dobiegli, okazało się że jest już za późno. Otworzyli drzwi i ujrzeli tylko…”

W tym momencie komputer zgasł jak by za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Ktoś (lub coś) nie chce bym się tego dowiedziała” – pomyślałam, lecz szybko odrzuciła tę niedorzeczną myśl. To idiotyczne. Spojrzałam w bok w stronę gniazdka… i okazało się że kabel od komputera został przecięty. Rozszerzyłam szerzej oczy. Po chwili uczucie zdziwienia zastąpił gniew.
-Tomek! Gdzie się schowałeś?! – Zaczęłam krzyczeć wstając z krzesła i zaciskając dłonie w pięści. – Tomek!
Po chwili do mego pokoju wszedł mój rozgniewany brat.
- Czego?
Zacisnęłam usta tak że tworzyły tylko wąską szparkę. Podeszłam to kabla i podniosłam jego jedną część.
- Tego.
- Że niby ja? Proszę, jesteś śmieszna.
- Lepiej się przyznaj bez krzyku.
- Jestem niewinny! Sama pewnie ten głupi kabel przerwałaś by potem wszystko zwalić na mnie. Prawda? Mnie tu nawet dzisiaj nie było. Byłem od rana w swoim pokoju.
- Miałam swój komputer niszczyć? Uważasz mnie za idiotkę.
- Gdyby się tak zastanowić to chyba t…
- Cicho! Głąbie to było pytanie retoryczne! – przerwałam mu. On tylko uśmiechną się szeroko.
- Ty lepiej powiedz co zrobiłaś, dla ojca. Zadowolony nie będzie. Albo nie! Sam mu powiem.
- Zamknij się! – warknęłam. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tato!
- Co? – Jego głos dochodził aż z salonu. Ogląda coś. Może uda mi się go tam zatrzymać.
- Nic! – zawołałam i spojrzałam wilkiem na Tomka. Ten jednak nie dawał za wygraną. Jego dziecięce gierki mnie bawiły. W końcu, ja nic temu komputerowi nie zrobiłam.
- Chodź tu! – wołał. Po chwili usłyszałam szuranie kapci o podłogę. Jednak tu przyszedł.
- O co chodzi? – zapytał sennym głosem. Prawdopodobnie przed chwilą wstał. Uprzedziłam mojego brata w wyjaśnieniach.
- Przeciął mi kabel od kompa i teraz kłamie że to nie on!
- Sama przecięła a teraz zwala na mnie!
- Spokój! – krzyknął ojciec – Zachowujecie się jak dzieci!
Oboje spuściliśmy głowy a tato podszedł do kabla.
- To raczej nie wygląda na przecięcie. – oznajmił – Wystarczy się dobrze przyjrzeć. Raczej jakaś mysz go przegryzła.
Podeszłam do taty. Faktycznie! Ale jakaś szybka ta mysz. Ale tego już nie powiedziałam na głos. Spłonęłam rumieńcem. Prze ze mnie to całe głupie zamieszanie.
- Wezmę ten kabel. Na razie musisz wytrzymać bez komputera.
- Jakoś będę musiała. – mój ojciec wyszedł z mojego pokoju, a za nim Tomek trzaskając drzwiami. Tak, zabrałam 10 minut z jego zasranego życia, normalnie też bym się wściekła. Jest żałosny. Spojrzałam na zegarek. Za 20 minut będzie 11.  „Potrzebuje świeżego powietrza” – pomyślałam i już wybiegałam z domu.

-----------------------------------


3

         Napełniłam płuca świeżym czerwcowym powietrzem. Nie było ani parno ani za zimno. Idealnie – jak na spacer. Ruszyłam w stronę lasku. Po kilku minutach byłam już na miejscu. Las był gęsty, lecz prowadziła przez niego dosyć szeroka ścieżka, w której obok siebie mogły się zmieścić trzy osoby. Rosło w nim mnóstwo paproci i różnorodnych krzaków, od malutkich jagód po gęste maliny. Rosły w nim przeważnie świerki, ale od czasu do czasu pojawiał się jakiś klon lub dąb. Był na nich mech, który sięgał około półtora metra od ziemi.
 Nasze miejsce zamieszkania miało tą zaletę że znajdowało się na obrzeżach miasta, blisko lasu, więc mogłam bezkarnie chodzić po lecie nie bojąc się że spotkam tam kogoś znajomego który byłby w stanie zakłócić mój spokój. Wreszcie mogłam to wszystko przemyśleć. Zastanawiałam się o ostatnich dziwnych zdarzeniach. Wyobraźnia płata mi figle. Czy to co widzę jest prawdą? A może mam paranoję? Zawsze uważałam się za osobę o zdrowych zmysłach, która twardo stąpa po ziemi.
Właśnie! Nie mogę dać się zwariować. Wczoraj wieczorem byłam zmęczona i odurzona zapachem farby – ten krzyk był tylko wytworem mojej wyobraźni. Musiał być. A zdarzenie z komputerem to tylko mały zbieg okoliczności. Na pewno. W ogóle nad czym ja się zastanawiam? Są wakacje, powinnam się rozerwać a nie rozmyślać nad sprawami które nie mają sensu. Powinnam się leczyć. Nagle na coś nadepnęłam, a pod stopą usłyszałam chrzęst. O fuj. Nadepnęłam na ślimaka. Tak łatwo było skończyć jego życie. A może miał najszczęśliwszy okres w życiu i z radości wybrał się do znajomych? Albo wyszedł na spacer by tak ja porozmyślać spokojnie. Nigdy nie wiadomo co może nas spotkać. Czy za rogiem nie stoi psychopata z siekierą. A może my też jesteśmy dla kogoś tak mali i krusi jak dla mnie był ten ślimak? Jak ktoś nad nami tylko się lituje, temu wciąż żyjemy? A może jest nas za dużo by nas zgnieść?
Szłam na wprost patrząc pod nogi kopiąc kamienie dziwiąc się jak zwykły ślimak potrafił zawładnąć moimi myślami. Wyjęłam swoją mp4 i słuchawki włączyłam swoją ukochaną muzykę i szłam dalej.

***

- Mamo już jestem! – Zawołałam od progu.
- Cześć skarbie, dobrze że jesteś. Zrobiłam obiad. – Uśmiechnęła się do mnie.
- Gdy ciebie nie było dzwonił jakiś chłopak. – Jak poparzona odwróciłam głowę w stronę brata który nabierał sobie już drugą porcję spaghetti. – Współczuję mu. Gdyby nie ja usłyszał by w słuchawce twój skrzeczący głos. Jeszcze słuch by stracił. A szkoda bo miły był.
- Jak chcesz mieć czym żuć te spaghetti to lepiej się zamknij. – Odrzuciłam. Mama spojrzała na nas i tylko pokręciła głową. Wzruszyłam ramionami. Co ja poradzę że mam głupiego brata? A przecież nie mogę pozwolić by cały czas mną pomiatał.
- Kto ci rękę rozmacha?
- Jesteś taki głupi że sam to zrobisz. -  nie wierzyłam że ta marna odzywka go uciszy, jednak skulił się jak zbity pies i jadł dalej swoje spaghetti. Podeszłam do stołu i usiadłam naprzeciwko, w tym czasie mam postawiła prze de mną talerz z obiadem. – Powiesz mi kto to był?
- Nie wiem, chyba jakiś Mat. – gdyby Tom na mnie patrzył uznałby że oczy mi naraz wypadną. Jak on śmiał do mnie dzwonić? Po tym co mi zrobił? Chwyciłam widelec i zaczęłam ze złością wsadzać sobie porcję spaghetti do ust. – Coś nie tak?
Przełknęłam.
- Wszystko dobrze. Nic się nie stało! Co niby miało się stać? – ta histeryczna odpowiedź na pewno go nie przekonała ale wrócił to pochłaniania tego co miał na talerzu. Albo uznał, że nie ma po co nalegać albo naprawdę jest głupi.
- Co to za chłopak kochanie? -  zapomniałam o obecności mamy w kuchni.
- Nikt. – Skończyłam spaghetti i poszłam do swojego pokoju.  Rzuciłam się na łóżko. Czemu ten koleś nie chce się o de mnie odczepić. Jedną ręką, wciąż leżąc na łóżku pomacałam komodę w poszukiwaniu komórki. Nie ma. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka i sprawdziłam pod nim. Leżała tam moja komórka. Już do końca rozwścieczona chwyciłam ją i sprawdziłam połączenia. Pięć nieodebranych plus jeden sms z przeprosinami od Mata. Uh, daj mi spokój, znajdź sobie kolejną naiwną którą w sobie rozkochasz a potem zostawisz jak śmiecia. Może właśnie kolejna zabaweczka go opuściła i się nudzi? Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Ciepłe, letnie powietrze obmyło moją twarz lekkim wietrzykiem. Było  jeszcze dość wcześnie, a ja nie miałam co robić. Większość moich znajomych wyjechało, tylko ja zostałam w domu. No cóż, o godzinie piętnastej raczej się jeszcze nie chodzi spać. Spojrzałam na półkę na której wczoraj rozłożyłam swoje rzeczy i chwyciłam książkę której jeszcze nie skończyłam czytać. Wciągnęła mnie tak że nawet nie zauważyłam kiedy wybiła siedemnasta i mama wołała na kolację. Nie byłam głodna, jednak poszłam na dół by choć trochę urozmaicić dzisiejszy czas. Jednak w kuchni byli tylko moi rodzice.
- Gdzie Tom? – rzuciłam od niechcenia. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Wzięłam talerz z naleśnikiem i usiadłam do stołu.
- Wyszedł gdzieś godzinę temu i jeszcze nie wrócił. – odparła zdenerwowana mama. Jest nadwrażliwa.
- Hej, to już duży chłopak. Nie jest małym dzieckiem, ma siedemnaście lat. Nic mu nie będzie. – odpowiedział ojciec, przewracając stronę gazety której czytał.
- Tylko siedemnaście lat mój drogi.
Przewróciłam oczami.
- Nie jestem głodna. Idę do pokoju.
- Zjadłaś tylko 2 kawałki. – oburzyła się mama.
- Nie dam rady więcej.
- Ale i tak będziesz dzisiaj zmywać młoda damo.
- Zawołajcie mnie jak skończycie. – odstawiłam talerz i już mnie nie było.  Chciałam wziąć komórkę by pograć w pasjansa, jednak nie było jej tam gdzie ją ostatnio odłożyłam. Schyliłam się. Znowu leżała pod łóżkiem. Dziwne. Położyłam się na łóżko i włączyłam grę. To powinno zająć trochę czasu. Po godzinie udało mi się ułożyć jednego pasjansa. To nie był zachwycający wynik jednak przynamniej się czymś zajęłam. Mama wciąż nie wołała, pewnie sama posprzątała. Nie słyszałam również „Już jestem!” na cały dom. Nie mogę ponękać brata. Położyłam się na łóżko i spojrzałam za okno. Zamknęłam oczy…

***

Leżałam na ziemi. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie byłam w domu. Ja nawet nie wiedziałam gdzie byłam. Było tu tak brudno. Na podłodze i ścianach nie było żadnych płytek ani paneli. Tylko goła ziemia. W ściany powbijane były pochodnie. W niektórych miejscach były ciemniejsze plamy, jak by ktoś rozlał ciemny czerwony płyn. Dreszcz przebiegł mi po plecach.
- Wreszcie trochę rozrywki.- usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie.  Zobaczyłam najokropniejszą postać jaką kiedykolwiek widziałam. Nie miała skóry, tylko same mięśnie, a oczy chodziły jej na wszystkie strony jak u kameleona. Ubrana była w kapelusz z dużym rondem i piórem, oraz czerwoną suknię z dużą ilością koronek i ozdób. Dłonie które podtrzymywały materiał by nie dotkną brudnej ziemi też były pozbawione skóry. Nie widziała mnie. – Nudziłam się. Cały czas tylko tu siedzieć i nic nie robić to niezbyt ciekawe zajęcie. Tym bardziej kiedy się traci siły.
Ktoś chyba jej odpowiedział bo pokręciła głową z dezaprobatą.
- Jesteś za delikatny mój chłopcze.
Wtedy do sali wpadł brudny, zaniedbany mężczyzna.
- Mamy. – powiedział tylko i wybiegł z sali. Potwór uśmiechną się. Kilka mięsni pękło i popłynęła z nich krew.
- Wreszcie zobaczysz jak to się robi.
Do sali weszło dwóch mężczyzn, podobnych do tamtego który wybiegł. Nieśli młodego chłopaka, na oko miał piętnaście lat.
- Dzisiaj będę delikatna. – odpowiedziała. Z połów sukni wyciągnęła nuż i uniosła go w górę. – Ze względu na niego.
Zamachnęła się. Gdy zrozumiałam co zamierza zrobić zamknęłam oczy i zaczęłam krzyczeć. Jednak nawet to nie zgłuszyło okropnego dźwięku noże wbijającego się w żywe serce.

3 komentarze:

Sleeplady pisze...

Kiedy ciąg dalszy? XD
Nie mogę się doczekać...

Olka pisze...

O właśnie dodaję :D

SooHyun Kim pisze...

Daaaawaaj nową notkę!!! dużo notek!!! xD

Ilu was mnie znalazło

Obserwatorzy